podaje przy Depardieu filmy Marguerite Duras jako kino awangardowe w dorobku... no cóż, dla mnie te filmy były jednymi z nielicznych, za które wychodziło mi 2/10. Wszystko w zwolnionym tempie, szare kadry, męcząca fabuła (czy też jej brak), upierdliwa ścieżka dźwiękowa i feminizm uperniczający facetów maksymalnie za tępotę ciała i ducha. Nie wiem, jak można się tym rajcować. Przeszłam pisma Immanuela Kanta swego czasu, i nie był w połowie tak męczący, jak pani Duras.